Ostatnio często odnoszę wrażenie, że jeśli się czegoś nie rozumie, to na wyrost pisze się przeintelektualizowaną recenzję i na wszelki wypadek przyznaje jakąś prestiżową nagrodę. Żeby nie wyjść na ignoranta. Publikacja pod szyldem Zeszytów Literackich nobilituje, a potencjalnego krytyka ostrzega grożąc palcem: "Powiedzą, żeś kiep."
Skoro jednak wcześniej ustaliliśmy, że jestem prostą gospodynią domową, mam prawo do wtórnego analfabetyzmu kulturowego i napisania: nuuudaaa. Droga do Sieny to bardziej podróże literackie, niż geograficzne. To księga cytatów, w której osobiste impresje z wędrówki i doświadczania toskańskiej ziemi, pojawiają się jakby przypadkiem, niechętnie burząc założony porządek powoływania się na kolejne lektury.
Znam drogę do Sieny. Przemierzałam ją wiele razy i zawsze budziła we mnie emocje. Uspokajała łagodnością krajobrazu i stonowanymi barwami. Obiecywała spełnienie dnia wieczornym winem i oliwą. Przynosiła radość życia, a nie pełną filozoficznej zadumy melancholię. Być może nie znam się na literaturze - jednego jestem pewna: to nie jest moja droga do Sieny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz