Powiedzmy tak: Ameryki nie odkrywa, bo nie taki (mam nadzieję) jej zamiar. Natomiast pasuje na wakacyjną lekturkę. Trochę śmieszy, trochę irytuje. Nie wymaga specjalnego wysiłku intelektualnego. Można by rzec: na wakacje akurat! Gdyby nie ta tragiczna awersja do minimum porządków domowych, niczym rodem z programów typu: "Jak posprzątać ten chlew?".
No sorry, ale po opisach bałaganu w tym domu, to ja się nawet teściowej głównej bohaterki nie dziwię... Odnośnie uwag, bo w innej kwestii to owszem mnie zaskoczyła.
Jeśli szukacie usprawiedliwienia dla własnego lenistwa i życiowej abnegacji, ta książka pomoże wam je zdobyć, w myśl zasady: "Jestem jaka jestem i taką mnie kochajcie."
Idę coś posprzątać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz