Zmęczyłam tę sycylijską opowieść o powrocie do ziemi ojczystej i odetchnęłam z ulgą, że już koniec. Gdybym miała użyć jakiejś niewyszukanej, grafomańskiej metafory, powiedziałabym, że wędrówka Matteo Collury po miejscach, skąd pochodzi, jest ciężka, jak ciężkie są powieki podczas sjesty w cieniu, gdzie nie dochodzi żar południowego słońca.
To poszukiwania śladów tragicznej historii - tej wojenno-powojennej, ale i sięgającej do początków sycylijskiej cywilizacji. Chociaż chyba bardziej: kolonizacji. Cywilizacja jest tu pojęciem drażliwym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz