O mojej miłości do włoskiej kuchni mówić nie muszę, może nawet nie powinnam, więc opowieści dwóch zgłodniałych mistrzów włoskich kulinariów, o jedzeniu na dodatek, chyba nie powinny dziwić. Jednak oprócz przepisów na prawdziwe dania z rodzinnej kuchni, znajdziemy w tej książce sporo historii z życia, wspaniale dodających smaku gotowaniu all'italiana.
Przy okazji mamy mały wykład na temat włoskiej kultury i obyczajów. Skąd się brała siła la famiglia? Te więzi, niemal już słownikowe, będące symbolem rodzinnej jedności? Odpowiedź jest prosta: z jedzenia. Bo codzienne, wielogodzinne przygotowywanie posiłków jednoczy ludzi. Wspólne przygotowywanie makaronu zacieśnia więzi między babkami, matkami i córkami. Przy roboczym kuchennym stole rozmawia się codziennie i o wszystkim. A potem przenosi się z jedzeniem i rozmowami do jadalni, w której do rozmów (i jedzenia) dołącza reszta rodziny. Ktoś powie: takie tam bajdurzenie. Może i bajdurzenie, ale ja na przykład bardzo dużo rozmawiam z moim mężem. Na ogół podczas gotowania albo jedzenia kolacji. I tak się jakoś składa, że większość znajomych i rodziny dziwi się, że my ciągle o czymś rozmawiamy, no bo o czym można rozmawiać z mężem? Własnym na dodatek. Jak przyjeżdża Madre lub Key - większość naszych rozmów odbywa się w tych samych okolicznościach. Przyznam, że pogaduszki podczas gotowania to jest to, co lubię najbardziej i co najlepiej mnie motywuje do przygotowania kilkudaniowego posiłku. A gdzie się kończy większość domowych imprez? Sami widzicie!
Na koniec dodam jeszcze jedno: w krajach, gdzie domowe gotowanie i wspólne celebrowanie posiłków nie jest zasadą, więzi rodzinne są o wiele słabsze. I nie zmienia tego chodzenie do restauracji i barów, nawet codzienne. Może więc w tradycji włoskiej kuchni domowej tkwi sekret udanego życia rodzinnego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz